Smaki delty Mekongu – Cukierki kokosowe, papier ryżowy i rượu rắn
Po wizycie na farmie pszczół i chwili odpoczynku przy herbacie z miodem, ruszyliśmy dalej łodzią wzdłuż kanałów delty Mekongu. Kolejny przystanek prowadził nas do miejsca równie ciekawego – niewielkiej fabryczki, w której powstają cukierki kokosowo-durianowe.
Durian – owoc o reputacji równie kontrowersyjnej, co jego smak – potrafi podzielić tłumy: jedni go uwielbiają, inni uciekają na sam zapach. W niektórych sklepach wiszą nawet tabliczki zakazujące wchodzenia z tym aromatycznym intruzem.
I tak oto, na małej farmie, otoczeni garstką ludzi, zostaliśmy wprowadzeni w tajniki produkcji cukierków kokosowo-durianowych – tak zwanych „mordoklejek”. Od gęstej masy, aż po zawijanie jej w papier ryżowy i kolorowe opakowania.
Kupując te cukierki dzień wcześniej – z czystego sentymentu – miałam moment poważnych wątpliwości co do tego podejrzanie cienkiego papierka, który nijak nie chciał się odkleić od masy. Zastanawiałam się, czy to się w ogóle zjada, czy może to jakaś produkcyjna wpadka. Bo nasze polskie Irysy, z tego co pamiętam, takich niespodzianek nie miały. Tymczasem, w fabryce odkryłam, że to nie fuszerka, ale sztuka! Sztuka, która wymaga nie tylko precyzji, ale i cierpliwości.

Tradycyjna produkcja ryżowych przysmaków - Prażony ryż i ręcznie robiony papier ryżowy
W kolejnej odsłonie naszej kulinarnej odysei trafiliśmy do fabryczki, w której powstają cuda z ryżu – od prażonego ryżu po własnie taki cieniutki papier ryżowy. Wszystko odbywało się w warunkach, które przypominały kuchnię babci na wsi, ale ten wiejski urok dodawał tylko klimatu.
Najpierw, w ogromnym kotle, uprażono świeży, pachnący ryż. Oczywiście mogliśmy go wszyscy spróbować. Ach, ten smak od razu przywołał wspomnienia z dzieciństwa – wtedy prażony ryż był jedną z tych rzeczy, które po prostu były. Ale ten, jeszcze ciepły i aromatyczny, to najlepszy, jaki jadłam. Cóż, prawdziwy smak nie tkwi w zaawansowanych technologiach, ale często w prostocie i świeżych produktach.
Następnie przyszła kolej na wyrabianie papieru ryżowego. Gospodyni, wprawiona w swoim fachu, pokazała nam, jak to zrobić, a po chwili oczekiwała, aż ktoś z naszej grupy odważy się spróbować swoich sił. Zgłosiłam się – oczywiście z czystej ciekawości. Ale cóż, co innego obserwować zgrabne ruchy specjalistki, a co innego samemu próbować opanować to misterium. Produkcja papieru ryżowego wymaga nie tylko zręczności, ale i szybkości, bo wszystko dzieje się błyskawicznie. Proces przypominał trochę smażenie crêpes, tyle że tu wszystko musiało być cienkie jak pajęczyna i działo się trzy razy szybciej.



Rượu rắn – tradycyjny wietnamski trunek z wężem: Smak, odwaga i etyczne dylematy
W jednym z zakamarków odkryliśmy małą destylarnię alkoholu, specjalizującą się w produkcji rượu rắn – tradycyjnego wietnamskiego trunku, w którym całe węże lub ich części, są macerowane w ryżowym winie lub spirytusie. ‘Rượu rắn’ to ponoć sposób na wzmocnienie. Degustacja była skierowana głównie do mężczyzn, a przewodnik śmiał się, kto miałby odwagę spróbować. Zgłosiło się kilku ochotników, w tym Stefan. Sama przez chwilę miałam ochotę się do nich przyłączyć, ale wtedy kątem oka dostrzegłam klatkę w ciemnym rogu destylarni. W środku leżał całkiem pokaźny wąż – najprawdopodobniej pyton – co wzbudziło we mnie dość mieszane uczucia.
Sam proces produkcji ‘rượu rắn’, polegający na dodawaniu krwi, a czasami nawet żółci węża do alkoholu, wzbudził we mnie pytania o etykę i dobrostan zwierząt. Na półkach stały różne butelki, w których wciśnięto całe, maleńkie węże – niczym zwierzątka zatopione w formalinie na lekcjach biologii. Widok ten jednocześnie fascynował i przerażał, przypominając o różnorodności tradycji i kultur, które mają często złożone oblicza.








