10. Nocne rynki w Tajlandii - Smaki Bangkoku i Ayutthayi

Nocne rynki w Tajlandii to miejsce, gdzie życie naprawdę tętni po zmroku. Jedzenie odgrywa tu główną rolę – ale nie zawsze jest to kuchnia, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Grillowana szarańcza, larwy, skorpiony czy nawet pająki to tylko niektóre z propozycji. Dla odważnych to szansa, żeby poszerzyć kulinarne horyzonty. W końcu gdzie indziej zjesz skorpiona taniej niż paczkę chipsów? Jednak oprócz jedzenia można znaleźć tu także rękodzieło, odzież, biżuterię i czasami unikalne pamiątki. Każdy rynek ma swój niepowtarzalny charakter – od tętniących życiem bazarów Bangkoku, pełnych turystów, po bardziej kameralne miejsca, jak nocny rynek w Ayutthayi.
Rynek nocny w Ayutthayi
Rynek nocny w Ayutthayi, choć mniejszy niż te w stolicy, zachwycił nas swoją kameralną, autentyczną atmosferą. W przeciwieństwie do tętniących życiem rynków Bangkoku, ten w Ayutthayi nie był nastawiony na turystów – przynajmniej w tym momencie. Okazaliśmy się jedynymi podróżnikami w tym miejscu, a brak tłumów pozwolił nam lepiej zanurzyć się w codzienne życie mieszkańców. Krążyliśmy między stoiskami, gdzie wybór jedzenia był ogromny – co oczywiście utrudniało podjęcie decyzji. Rynek przypominał swoistą jadłodajnię, gdzie można było zjeść na miejscu lub zabrać jedzenie do domu. Szkoda tylko, że to ‘na wynos’ pakowano w plastikowe woreczki – nawet gorące dania – co z pewnością nie sprzyja zdrowiu.
Po dłuższym krążeniu między stoiskami podeszłam do starszej kobiety, u której akurat nikogo nie było. Nie wiem, dlaczego zdecydowałam się właśnie na nią. Może zrobiło mi się jej żal – stała tam samotnie, uśmiechając się do każdego, kto przechodził. Postanowiłam spróbować jej zupy, choć przyznam, że nie była to najbogatsza wersja tajskiego dania, jakie jadłam. Kilka godzin później poczułam lekki rozstrój żołądka. Na szczęście nie było to nic poważnego, co skazałoby mnie na godziny w hotelowej łazience, ale pomyślałam sobie: „Hoho, może dlatego nikt tam nie podchodził?”.
Mimo tego drobnego kulinarnego „incydentu”, rynek nocny w Ayutthayi pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Nie było tłumów turystów ani komercyjnego charakteru, który czasami przeszkadza na większych rynkach. Mogliśmy spokojnie obserwować życie lokalnych mieszkańców, ich zwyczaje i codzienność. Nawet gdy dla nas wieczór powoli dobiegał końca, można było poczuć, że życie na rynku dopiero nabiera tempa.


