Blog

17. Codzienne życie na rynku w Dalat: wietnamskie tradycje i kultura

wietnam
Tętniący życiem targ w Da Lat, Wietnam, pełen sprzedawców, klientów i motocyklistów przemieszczających się między straganami.

Będąc w Azji, trudno przejść obojętnie obok targowisk. To właśnie tam można znaleźć najświeższe owoce i warzywa, a także towary, których próżno szukać gdzie indziej. Rynki są nie tylko miejscami handlu, ale także przestrzeniami, gdzie codzienne życie przenika się z codziennością mieszkańców, którzy przychodzą nie tylko po zakupy, ale także by spotkać znajomych lub na chwilę zatrzymać się w codziennym pędzie. To doskonałe miejsca do obserwacji relacji międzyludzkich i lokalnej kultury.

Wietnamskie bazary, w porównaniu do innych azjatyckich targowisk, które mieliśmy już okazję zobaczyć, urzekają nie tylko autentycznością, ale również swoją surowością. Są to miejsca, gdzie wszystko wydaje się bardziej naturalne, nieuporządkowane, a jednocześnie prawdziwe. Rynek w Dalat znajduje się w centrum miasta i stanowi jego handlowe serce. Ten wielopoziomowy labirynt przenika do przylegających uliczek i zaułków z chaotyczną determinacją. Dalat, znane z upraw dostosowanych do chłodniejszego klimatu, oferuje świeże truskawki, awokado i karczochy. Nazywane „miastem kwiatów,” zachwyca bogactwem lokalnie uprawianych roślin, które, w pełnej gamie kolorów, zdobią stragany, tworząc bujną dekorację tego handlowego teatru. Na rynku miejsce znajdzie każdy, kto ma coś do sprzedania – nawet gdy jest to tylko jeden produkt lub jeden produkt w malej ilosci jak jeśli to tylko kilka kilogramów pomelo. Tym, co wyróżnia wietnamskie targi, jest obecność żywych zwierząt, co w coraz bardziej zindustrializowanym świecie staje się rzadkością.

Kolorowy stragan na targu w Da Lat, Wietnam, z owocami i warzywami, przyciągający kupujących.
Kosz z owocami pomelo na targu w Da Lat, z ceną podaną w języku wietnamskim.
Ruchliwy targ w Da Lat, Wietnam, z motocyklistami i mieszkańcami robiącymi zakupy.
Klatka z żywymi kurczakami na targu w Da Lat, Wietnam.

Na targu bywaliśmy codziennie, zaopatrując się w świeże owoce i ciesząc się kolorowym, gwarnym spektaklem, który zdawał się nie mieć końca. Jednak pewnego dnia przekonaliśmy się, że nawet ten nieprzerwany rytm ma swoje granice. Przechadzając się wzdłuż głównej ulicy, gdzie sprzedawczynie rozstawiały swoje towary w stronę ronda, nagle usłyszeliśmy sygnał – jak się szybko okazało, ostrzegawczy. W mgnieniu oka, z zadziwiającą zręcznością, sprzedawczynie zebrały swoje produkty i zniknęły. Ulica, która jeszcze chwilę wcześniej tętniła życiem, nagle opustoszała, pozostawiając po sobie jedynie kartony, krzesełka i wspomnienie niedawnego zgiełku. Nie wiem, dlaczego sprzedawcy tak szybko się wycofali – być może nie uiścili opłat, o ile takie istnieją, albo handlowali w miejscu, gdzie było to zabronione.

Coś w tym musiało być, bo to między innymi z tego powodu miasto zdecydowało się otworzyć nocny rynek. Była to odpowiedź na nieformalne zbieranie się sprzedawców na ulicach po godzinach, gdzie handlowali ulicznym jedzeniem i drobnymi upominkami.

Grupa sprzedawców na targu w Da Lat, Wietnam, z tradycyjnymi stożkowymi kapeluszami non la, otoczona przez klientów i motocykle.
Rano na targu w Da Lat, Wietnam, sprzedawcy rozstawiający towary i owoce na ulicznym stoisku.